Trudno sobie wyobrazić coś bardziej odległego niż gastronomia i transakcje finansowe na giełdzie papierów wartościowych. Nawet słynna stołówka byłego komitetu byłej partii a od prawie dwudziestu lat też chyba stołówka Giełdy Papierów Wartościowych nie cieszy się specjalnie dobrą opinią stałych bywalców. Stąd maklerów, w widocznych latem charakterystycznych czerwonych szelkach, można spotkać w kilku okolicznych restauracjach od Krakowskiego Przedmieścia po Plac Trzech Krzyży. Ale nie o tym chcę dzisiaj opowiedzieć.

Otóż przeglądając notowania i prognozy giełdowe znalazłem notatkę informującą, że giełdowa spółka „Sphinks” przejmuje sieć pizzerii „Da Grasso”. Spowodowało to dzisiaj gwałtowny wzrost ceny i obrotów akcjami „Sphinksa”, czemu się nie można dziwić. Kupowanie, przejmowanie konkurencji to najwidoczniejsza oznaka mocnej pozycji spółki. A to już nas w Szczytnie też dotyczy, bo pizzeria „Da Grasso” wrosła w gastronomiczny krajobraz naszego miasta. Ma, jak się niedawno przekonałem, stałych stołowników, niezły wybór dań i dość młodzieżową atmosferę. Ciekaw więc jestem, czy zmiany na szczycie przełożą się też na np. zmianę profilu lokalu w centrum Szczytna. O sieci „Sphinks” już pisałem w tym miejscu, działa w Polsce od wielu lat. Przeżywała chwile dobre – przejęcie sieci „Chłopskie jadło” i złe – nieporozumienia, delikatnie mówiąc, w zarządzie spółki kilka lat temu. W końcu wyraźnie wyszła na prostą i stanowi dowód, że gastronomia może przynosić niezłe dochody. Trzeba tylko do tego interesu pochodzić w równym stopniu z głową i z sercem. Z głową, aby właściwie wyczuć najlepszą formę i kierunek działalności, z sercem – aby przyciągnąć i utrzymać stałych gości. Co do naszej szczycieńskiej pizzerii nie przypuszczam, aby zmieniła profil. W każdym razie w miejscu, gdzie się aktualnie mieści. Po prostu jak na „Sphinksa” to lokal jest zbyt mały. Po co zresztą zmieniać to co dobrze idzie i mam nadzieję, że przynosi zyski. Bałem się kiedyś trochę, że po przejęciu przez „Sphinksa” „Chłopskiego jadła” nowi właściciele zechcą wprowadzać jakieś nowe pomysły, ale na szczęście tak się nie stało. I bardzo dobrze!

Przy okazji przejrzałem pobieżnie listę giełdowych spółek notowanych w Warszawie i znalazłem tam inną firmę gastronomiczną, mniej trochę znaną. „Impel” – bo o tę firmę chodzi, zajmuje się jak dotąd przede wszystkim cateringiem na dużą skalę i … prowadzi restaurację „Sejmową”, gdzie wybrańcy narodu mogą się jako tako pożywić za niespecjalnie duże pieniądze. Na przykład na śniadanko nasz parlamentarzysta może spożyć parówki z wody za 7 zł, ale też sałatkę fitness z błękitnym serem i oliwkami za 14 zł. Z dań obiadowych uwagę zwracają pierogi z rakami w sosie koperkowym za 16 zł, grillowane filety z łososia i okonia czy grillowana tilapia (?!) za 27 zł. Żywienie najwyższej polskiej władzy chyba dobrze idzie, bo jak informuje przegląd giełdowy, firma przejęła 49% udziałów w polskiej odnodze spółki „Autogrill” i zamierza do 2010 r. uruchomić jedenaście restauracji przy nowo budowanych polskich autostradach. Jak już idzie, to idzie i oby tak dalej.

Trzecia giełdowa firma gastronomiczna to krakowski PolRest, prowadzący sieci „Invita” i „Rooster”. Z „Invitą” jak dotąd się jeszcze nie zetknąłem, natomiast z „Roosterem” jak najbardziej. Sieć ta bowiem ma zwyczaj lokowania swoich restauracji w centrum dużych miast, gdzie rzucają się w oczy przede wszystkim wystrojem z lat mniej więcej sześćdziesiątych. Parę lat temu znalazłem „Roostera” w centrum Bydgoszczy tuż przy Starym Rynku. Poza wystrojem z błogich lat młodości, jakie przeżywałem właśnie w tych okolicach, rzucają się w oczy przede wszystkim… kelnerki. Dobrane urodą nieprzeciętną i umundurowane w króciutkie bluzeczki i jeszcze bardziej skąpe, charakterystyczne czerwone spodenki. Wrażenia wzrokowe, nie powiem, dużo ciekawsze niż przeciętna co najwyżej kuchnia.

Wiesław Mądrzejowski