O tym, że nie warto pochopnie się do czegoś zobowiązywać, przekonali się ostatnio strażacy z Burdąga. Wójt Włodzimierz Budny potraktował ich deklaracje serio i odmówił wsparcia przy budowie remizy.

Strażak nie tynkarz

OBIECANKI-CACANKI

Budynek remizy gmina przekazała Ochotniczej Straży Pożarnej wiosną tego roku. Na spotkaniu sprawozdawczo-wyborczym, które odbyło się w lutym, strażacy z Burdąga zobowiązali się, że wykonają część prac przy renowacji znajdującego się w opłakanym stanie technicznym obiektu. I tutaj zaczynają się kontrowersje. Po zakończeniu remontu dachu i murów prace stanęły i nie bardzo wiadomo, czyimi siłami mają być kontynuowane.

- Strażacy, mimo przyjętego zobowiązania nie są w stanie wykonać prac wymagających większej fachowości - twierdzi radny Jan Sypniewski i dodaje, że bez względu na to, kto do czego się zobowiązywał, gmina powinna z własnych środków kontynuować remont. Takie stanowisko radny zaprezentował podczas ostatniej sesji Rady Gminy Jedwabno. Spotkało się to ze stanowczą reakcją wójta Włodzimierza Budnego.

- Straż działa jako stowarzyszenie. Stowarzyszenia są przecież po to, żeby coś robić, zwłaszcza, jeśli do czegoś się zobowiązują. Władze samorządowe mają za zadanie jedynie wspierać organizacje obywatelskie, a nie wyręczać je w działaniu - tłumaczył wójt.

KTO PRACUJE, TEN NIE REMONTUJE

Opór strażaków Sypniewski tłumaczy tym, że do wykonania pozostały najtrudniejsze i najkosztowniejsze prace. Jak zapewnia, stowarzyszenie nie ma żadnych środków finansowych.

- Wykończenie budynku to wydatek rzędu 50 tys. - mówi radny. Strażacy mogą więc jedynie wykonać prace pomocnicze.

Wójt twierdzi, że do zrobienia nie zostało nic specjalnie skomplikowanego.

- Trzeba wykonać tylko tynki i położyć posadzkę. To cztery dni pracy dla czterech albo pięciu chłopa - twierdzi Budny.

Zamieszanie powstałe wokół remizy tłumaczy naczelnik burdąskiej OSP Jan Kulas. Według niego, niechęć strażaków do pracy przy remoncie ma jeszcze inne przyczyny.

- W sumie z dwudziestu sześciu ludzi, jakich mam do dyspozycji, połowa przebywa obecnie za granicą, gdzie zarabiają na życie. Takie mamy realia. Na wykonanie robót potrzeba kilkudziesięciu godzin, mało kto ma do dyspozycji tyle czasu - mówi Kulas.

Naczelnik potwierdza, że członkowie stowarzyszenia podjęli zobowiązanie. Dodaje jednak, że od początku był wobec ich planów sceptyczny i ostrzegał nawet wójta, że podobne obietnice mogą się okazać nierealne.

- Sprawa dokończenia remontu nie jest wcale taka prosta. Dotychczasowe prace nie zostały wykonane należycie, a to dodatkowo utrudnia roboty - wyjaśnia Kulas. On również nie ma złudzeń co do tego, że budynek zostanie wyremontowany rękami strażaków.

- Jeśli nie udało mi się ich namówić do pracy latem, to teraz nie uda mi się to tym bardziej. Myślę jednak, że gmina też powinna poczuć się do odpowiedzialności i pomóc nam w wykończeniu budynku - dodaje naczelnik.

Mieszkańcy Burdąga są zdania, że wójt ma obowiązek pomóc strażakom w dokończeniu prac, zwłaszcza, że stara siedziba straży została wcześniej przez gminę sprzedana.

- Nie może być tak, że pozbawia się nas starej remizy i nic nie dostajemy w zamian - powiedział jeden z nich.

Wojciech Kułakowski

2005.11.23