Nieprzyjemna woń gnojowicy dobywająca się z gospodarstwa sąsiada to od lat zmora radnego z Burdąga Jana Sypniewskiego i jego żony Zofii. Uciążliwy fetor sprawia też kłopot właścicielom pobliskiego lokalu gastronomicznego, którzy obawiają się, że stracą klientów. Na dodatek rolnik planuje rozbudować oborę i to tak, że jeszcze bardziej uprzykrzy życie okolicznym mieszkańcom.

Letnisko czy gnojowisko

BRUD, SMRÓD I...

Zofia i Jan Sypniewscy z Burdąga od dawna toczą spór z właścicielem gospodarstwa leżącego po drugiej stronie drogi. Źródłem konfliktu jest fetor dobywający się z zabudowań, w których sąsiad hoduje ok. 30 sztuk bydła mlecznego.

- Nie możemy już tego znieść. Jeszcze trochę, a będziemy musieli zakładać maski - żali się Zofia Sypniewska.

W gospodarstwie sąsiada do tej pory nie ma płyty gnojowej i zbiorników na nieczystości, w związku z czym gnojowica z terenu jego posesji wylewa się na grunty sąsiadów. Istnieje też ryzyko przenikania zwierzęcych odchodów do wód podziemnych znajdujących się na głębokości zaledwie pół metra. Na dodatek sąsiad nie przestrzega podstawowych norm sanitarnych.

- Kiedy krowy się cielą, resztki pęcherzy płodowych są chowane w stercie gnoju. W nocy kuny i lisy roznoszą je po całej wsi. Boimy się jakiejś zarazy - skarży się Zofia Sypniewska.

Ponad dwa lata temu interweniowała w sprawie uciążliwego sąsiada u Głównego oraz Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska. Za każdym razem dostawała jednak odpowiedź, że organem właściwym do podejmowania jakichkolwiek decyzji i działań jest wójt gminy Jedwabno.

- Sygnalizowaliśmy mu ten problem, ale do tej pory nic nie zrobił - mówi Jan Sypniewski.

OBORA POD OKNEM

Niedawno małżonkowie dowiedzieli się, że sąsiad planuje rozbudowę obory i to w bardzo bliskiej odległości od ich domu. Miałaby się ona znajdować zaledwie kilka metrów od budynku, niemal pod samymi oknami. Ta wiadomość do reszty wytrąciła Sypniewskich z równowagi.

- Do tej pory jeszcze jakoś wytrzymywaliśmy, ale teraz miara się przebrała. Nie mamy nic przeciwko temu, by się rozwijał, ale dlaczego robiąc to, krzywdzi innych? - pyta pani Zofia.

Według niej i jej męża, sąsiad ma sporo ziemi i mógłby z powodzeniem zlokalizować oborę z dala od nich. Najwięcej pretensji oboje mają jednak do wójta.

- Zapomniał, że nasza wieś staje się miejscowością letniskową i w wakacje przyjeżdża tu wielu turystów. Teraz chce im stawiać w samym środku chlewnię - oburzają się Sypniewscy.

Z posesją, na której hodowane jest bydło, graniczy lokal gastronomiczny, chętnie odwiedzany przez przyjezdnych, zwłaszcza w sezonie. Jego właściciele, małżonkowie w średnim wieku, przyznają, że minionego lata niektórzy klienci skarżyli się na dochodzący z gospodarstwa fetor.

- Najgorzej jest latem. Przy niżowej pogodzie nie można otworzyć okna - mówi właścicielka lokalu.

Utrapieniem są też roje much, które krążą wokół gnojowiska.

- W kuchni pozakładaliśmy wszędzie siatki, żeby uniknąć obecności owadów tam, gdzie przygotowuje się posiłki - narzekają właściciele.

Oni również uważają, że rozbudowa powinna być prowadzona znacznie dalej niż planuje to rolnik. Obawiają się także zanieczyszczenia Jeziora Małszewskiego.

- Gnój leży na poziomie jego wód. Wszystko więc tam spływa. To, co się tu dzieje, to katastrofa ekologiczna - denerwuje się właściciel lokalu.

WNIOSEK NA RAZIE WYCOFANY

Prowadzący gospodarstwo Eugeniusz Zyśk nie zgadza się z kierowanymi pod jego adresem pretensjami.

- Wychodzi na to, że teraz na wsi nie ma już miejsca dla rolników, tylko dla turystów z Warszawy. Nikt mi nie będzie dyktował, gdzie się mam rozbudowywać - mówi.

Dodaje jednak, że na razie wycofał wniosek o wydanie warunków zabudowy pod planowaną inwestycję. W tym roku poprzestanie jedynie na postawieniu płyty gnojowej i wykonaniu zbiorników na nieczystości. Na te zadania przyznano mu już unijne środki. Nie zamierza jednak odstąpić definitywnie od rozbudowy gospodarstwa. Dlaczego zatem nie postawi nowej obory z dala od istniejących zabudowań?

- To zbyt kosztowne. Tutaj mam już wszelkie potrzebne media i przyłącza, a tak musiałbym wszystko robić od początku. Nie mam na to środków - tłumaczy rolnik.

TEMAT POWRÓCI

Wójt gminy Jedwabno Włodzimierz Budny także nie zgadza się z zarzutami radnego Sypniewskiego i jego żony.

- Przez dłuższy czas walczyłem o to, by pan Zyśk przystąpił do budowy płyty gnojowej i zbiornika na gnojówkę. Kiedy się do tego zobowiązał, równolegle złożył wniosek o rozbudowę obory. Nie mogłem go odrzucić tylko dlatego, że się komuś nie podoba - wyjaśnia Budny.

Wójt przekonywał rolnika, by zlokalizował oborę dalej. Jego zdaniem to, że wieś przybiera stopniowo charakter miejscowości letniskowej, nie oznacza, że nie należy tu inwestować w rolnictwo.

- Ludzie gospodarują na tej ziemi i muszą przecież z czegoś żyć. Nie powinni jednak robić sobie na złość przez stawianie jeden drugiemu pod nosem uciążliwych obiektów - uważa wójt.

Jan Sypniewski wytyka jednak Budnemu niekonsekwencję, przypominając, że to właśnie on wydał pozwolenia na budowę we wsi domków letniskowych.

- Jak on teraz może spojrzeć w oczy ludziom, którzy tu przyjeżdżają - zastanawia się radny.

Zapowiada też, że jeśli wójt wyda zgodę na rozbudowę obory, złoży przeciwko niemu wniosek do prokuratury.

- Będę walczył o to, żeby ten obiekt nie stanął w centrum wsi - deklaruje Jan Sypniewski.

Ewa Kułakowska

2006.04.12